Ostatni Żywot... Poetycka Sprawiedliwość

Z High School DxD Wiki
Skocz do:nawigacji, wyszukiwania

– …

– …

Ja, Azazel, przeniknąłem na teren Agreas i dotarłem na tyły tego miejsca, ale dziewczynka w czarnej, gotyckiej sukience, była już tam przede mną. Teraz stała przed wielkimi żelaznymi drzwiami zupełnie tak, jakby czekała. Tą dziewczynką była Lilith, klon Ophis. Walka z nią nie byłaby najlepszym pomysłem. Zresztą, nawet jeśli zaatakuję, to zostanę łatwo pokonany. Mimo tego muszę coś zrobić z generatorem prądu…. Ponieważ mapę Agreas przygotowano zawczasu, szybko dotarłem do tego miejsca po tym, jak tutaj przeniknąłem. Wprawdzie nieprzyjaciel rozmieścił tu sporo pułapek, ale nie były one problemem dla takiego specjalisty jak ja. Przyjście tu w pojedynkę zdecydowanie było dobrym pomysłem. Gdybym był tu z innymi ludźmi, to przez te pułapki stracilibyśmy dużo czasu. Stanąłem przed Lilith, drapiąc się po policzku.

– …Hej, chyba nie ma możliwości żebyś mnie przepuściła, co?

– Niemożliwe. Rizevim powiedział, tutaj, Lilith ma bronić tego miejsca.

– Czy naprawdę musimy walczyć?

– Walczyć? Lilith silna. Bardzo silna.

– …Cóż, jeśli tak mówisz.

Lilith szybko się rozciągnęła i wycofała uroczy cios. Ten gest był bardzo słodki, ale bałem się, że każde uderzenie posiada olbrzymią moc. Ach, to doprawdy kłopotliwe. Co powinienem zrobić? Ise by się teraz przydał…. W końcu dzieci go uwielbiają. A co by się stało, gdyby tu była Asia? Ma rzadki dar oswajania smoków i pierwotnie była zakonnicą. Ciekaw jestem jak by sobie poradziła z tym smokiem? …Nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Wyjąłem z kieszeni czekoladowy baton, który zabrałem na wypadek, gdybym nagle zrobił się głodny. Zerwałem opakowanie, aby wyeksponować czekoladę i wyciągnąłem go w stronę Lilith.

– Cóż, dam ci coś słodkiego.

– Mmn!

Kiedy tylko zobaczyła batona, wyraz jej twarzy od razu się zmienił! Mmn! Ophis też nie potrafi oprzeć się słodyczom, więc z jej klonem jest tak samo? Pokręciłem batonikiem, podniosłem go do góry, potem na dół, potem w lewo i prawo, a oczy Lilith podążały płynnie za moimi ruchami. Wszystko wskazuje na to, że jest bardzo zainteresowana. Tak przy okazji, Ise i pozostali spotkali tą dziewczynę w mieście Frakcji Tepes i ugościli ją dobrym posiłkiem. …Czy smoki są chciwe?

– Chcesz to zjeść? Wiesz że jest bardzo smaczne i słodkie?

Kiedy tylko to powiedziałem, przełknęła cicho ślinę.

– ……

Jej oczy zaczęły się chaotycznie obracać. Przez ciebie czuję się tak, jakbym robił coś złego!

– …Jeśli mnie przepuścisz, to pozwolę ci to zjeść, a jeśli nie, to obejdziesz się smakiem. Więc chcesz batonika?

– …Chcę. Ale nie można cię przepuścić. …Co Lilith ma zrobić? – oparła dziewczynka, przechylając uroczo głowę.

…Więc co by tu ostatecznie zrobić?

Westchnąłem. …Więc naprawdę nie będę mógł przejść. Wyciągnąłem batonik w stronę Lilith.

– …Nie musisz patrzeć na mnie takim wzrokiem. Już wiem, wiem. W każdym razie daję ci go. O tym czy możesz mnie przepuścić zdecydujesz kiedy już zjesz.

Lilith dostała batonika. –……

Zaczęła go cicho pałaszować. …Wyglądała na bardzo zadowoloną. Opuściłem głowę i trzymałem obie ręce w górze. Cóż, co powinienem teraz zrobić? Użycie słodyczy jako przynęty zwabi ją do mnie? Takie podejście byłoby bardzo proste…kto by się spodziewał, że jest taka uparta.

– …Doprawdy, ten drań który cię taką stworzył, chyba w ogóle nie myślał.

Cóż, nie zostało zbyt wiele czasu. Obecnie obmyślałem moją strategię, stojąc przed tą smoczą dziewczyną. Skrzyżowałem ramiona i schyliłem głowę, kiedy obmyślałem mój plan walki. Nagle, w korytarzu z którego przyszedłem, rozległ się odgłos kroków. Po chwili rozległ się czyjś krzyk:

– ……Cholera! Ten cholerny smoczy dzieciak…!

Z korytarza wyłonił się ten drań, Rizevim. Był bardzo sponiewierany! Miał opuszczoną głowę i mamrotał coś do siebie:

– Naprawdę powinienem skorzystać z mocy Lilith…. Nie, ciągle jest zbyt niepewna, aby być moją tarczą. Gdybym ją przeciwstawił Dwóm Niebiańskim Smokom, to mogłaby nawet zginąć. Właśnie dlatego niezbędne będzie wzmocnić ją i ponownie przystosować, badając prawdziwy…. …Cóż, mogę więc już tylko użyć tego. …Uchechecheche.

Po tym jak roześmiał się w nieprzyjemny sposób, zaczął wrzeszczeć:

– Lilith! Lilith, gdzie jesteś!?

Nareszcie mnie zauważył, kiedy ją wołał.

– Myślałem że mój czas już się kończy, a tymczasem pojawiłeś się ty.

Roześmiałem się, kiedy zobaczyłem w jakim stanie jest Rizevim. Mój pogardliwy rechot nie wybił go z równowagi i wyszczerzył zęby.

– …Och och, czyż to nie Azazel-ojisan? Oczywiście tylko ty dotarłbyś jako pierwszy do generatora prądu Agreas. I oczywiście ominąłeś wszystkie pułapki prowadzące tutaj.

– Doprawdy, zasłużyłeś sobie na to, Rizevim, na lanie od Iseia i Valiego. Cóż, wiedziałem że to się tak skończy, prędzej czy później.

– …Zobaczyłeś taki rezultat i nie zdziwiłeś się. Naprawdę jesteś mentorem Dwóch Niebiańskich Smoków.

W porównaniu do swoich poprzedników, siła Iseia i Valiego rośnie szybko i niespodziewanie. Wiedziałem że ten dzień kiedyś nadejdzie.

– Nieważnie jak potężni są ludzie, którzy wywołują kłopoty, bo zawsze spotykają ich niezwykłe rzeczy i w końcu dostają to, na co zasłużyli. Z tobą też tak było. To tylko kwestia czasu. Ale włożyłem wiele wysiłku w obliczanie i minimalizowanie naszych strat, które wywołałeś.

Niezależnie od tego, czy był to Shalba, czy Cao Cao, oboje sprawili mnóstwo kłopotów i zostali wyeliminowani. Skoro był pierwszy raz, to będzie też drugi i dlatego wiedziałem, że Rizevim po prostu tak skończy, gdyż oni stają się silniejsi i silniejsi. Rizevim skrzywił usta i wyglądał na niezadowolonego.

– …Twoje słowa są naprawdę irytujące.

– Nie, wygląda na to, że twoja złość przerasta moje oczekiwania. Masz zarówno Świętego Graala, jak i Zakazany Owoc. Jesteś jednak zbyt niecierpliwy. Osiągając ten punkt nie będzie przesadą stwierdzić, że wydajesz się zbyt chętny, aby to zrobić. Czy to ma coś wspólnego z tymi worami pod oczami na twojej twarzy?

Miał ciemne kręgi wokół oczu. Bezsenność? Czy dla takiego politycznego agitatora jak on jest coś, co może spowodować brak snu? Poza tym nie jest typem osoby, która nie spałaby niespokojnie tylko dlatego, że coś nie idzie po jego myśli. Jednak wbrew moim oczekiwaniom, roześmiał się.

– …O dziwo jestem delikatną osobą. …Ach, cholera. Myślisz obecnie o tym samym co ja. Najbardziej kłopotliwy jest nie Sirzechs, albo Sekiryuutei czy Vali oraz ich gatunek, ani tym bardziej nie DxD. …Ale ten ktoś, kto stoi przede mną…

Rizevim zmrużył oczy i spojrzał wymownie na mnie. …Co zamierza zrobić, mimo że tak mocno oberwał? Kiedy już miałem zapytać, w zasięgu mojego wzroku błysnęło jasne światło. Jak się temu przyjrzeć, oświetliło one całą otwartą przestrzeń. Otwarto Smoczą Bramę! Wyszły z niej dwa smoki! Oba były głównie czarnego koloru. Pierwszy z nich był olbrzymim, uskrzydlonym, trzygłowym smokiem, a drugi przystojnym, brązowoskórym młodzieńcem ubranym w czarną szatę. Wielki czarny smok o trzech głowach to Diaboliczny Tysięczny Smok, Aži Dahāka. Chociaż młodzieniec miał ludzką postać, to bałem się, że to Smok Zaćmienia, Apophis.

– Twoje metody są zbyt naiwne, książę – powiedział młodzieniec.

Trzygłowy smok, Aži Dahāka, wybuchnął śmiechem.

– Lepiej byłoby powiedzieć, że sprowadziła cię tu twoja psychiczna słabość.

– Psychiczna wytrzymałość takiego staruszka!

– Jedyne co masz, to arogancka osobowość!

Po tym jak odezwała się środkowa głowa, ta po lewej i po prawej zaczęły drwić z Rizevima. W obliczu tych dwóch Smoków Zła, które były znane i potężne, Rizevim znów uśmiechnął się krzywo.

– ……Czyż to nie Apophis-kun i Aži Dahāka-kun.

Kiedy Aži Dahāka zobaczył rany Rizevima, zaczął kpić z niego z jeszcze większą radością.

– Ach, Rize. Nie wyglądasz źle, zbity na kwaśne jabłko.

– Naprawdę wyglądasz wspaniale ☆

– Dobrze ci tak!

Postawa Aži Dahāka jeszcze bardziej rozzłościła Rizevimz. Jednak Apophis przeszkodził temu.

– Wybacz, książę Rizevimie. Pomimo twojej troskliwej opieki… Z nami koniec. Pozwól teraz, że będziemy działać na własną rękę.

Apophis wyciągnął jedną rękę przed siebie i stworzył magiczny krąg, w środku którego pojawił się jakiś przedmiot. Pojedynczy puchar, Święty Graal Valerie.

– Zabieram to ze sobą.

– …Święty Graal, huh. Ukrywałem to w moim własnym wymiarze… Pytaliście o to wcześniej, ale tak to właśnie jest.

Aži Dahāka roześmiał się.

– W porządku, tak długo jak chodzi o magię, to w porównaniu do ciebie jestem lepszy.

– Jestem dobry, jeśli chodzi o potężną magię, yo ☆

– Ty Maou drugiej jakości! Co ja mówię drugiej, nawet trzeciej!

…Ten drań Rizevim został zdradzony właśnie teraz. Czyżby ci goście spodziewali się, że Rizevim wkrótce przegra i zastanawiali się, kiedy mają się zbuntować? Wzięli więc pod uwagę taką sytuację i zabrali też ze sobą Świętego Graala.

– Z powodu klątwy Fafnira co noc śnisz koszmary. Te wory pod oczami są zbyt dotkliwe. Planując wzmocnić Lilith, stałeś się zbyt nieostrożny w planowaniu swoich czynów. Nawet jeśli jesteś znany jako super diabeł, to w porównaniu do dwóch innych podobnych tobie istot, różni was coś więcej, niż jeden czy dwa punkty – powiedział Apophis takim tonem, jakby odpowiadał na moje pytania.

– ……Naprawdę wiecie jak rozmawiać, Smoki Zła – odparł agresywnie Rizevim.

…Nareszcie zrozumiałem. Ten drań Rizevim cierpiał z powodu klątwy Fafnira. W finałowym momencie, tuż przed utratą przytomności, ten Smoczy Król zmienił swojego ducha w klątwę i wysłał ją do Rizevima. Najwyraźniej duchowa postać Fafnira każdej nocy pojawiała się w snach Rizevima i atakował go. Więc te wory pod oczami Rizevima były spowodowane tymi conocnymi atakami Fafnira... Więc dlatego wziął na cel Ophis. Planował wzmocnić Lilith po to, aby zaatakować Fafnira. Tymczasem Aži Dahāka dalej kpił z Rizevima.

– Super diabeł-sama nie potrafi się bronić w swoich snach, więc był zabijany przez tego gościa setki i tysiące razy.

– W swoich snach nie jest taki super!

– Nie mógł się pozbyć klątwy ze swoich snów!

Apophis westchnął.

– A ponieważ sam był dręczony, stał się przeszkodą na drodze do wykonania własnego planu. Możecie sobie wyobrazić stopień jego wytrzymałości psychicznej. To znak tego, że klątwa była dla niego za silna. W końcu zrobił wiele niepotrzebnych rzeczy.

To do niego pasuje, zgadza się wszystko co powiedział. Po tym jak poburzył tylu ludzi, na koniec sam sobie strzelił w stopę. Był też ścigany i psychicznie przyparty do muru. To doprowadziło do szeregu błędów, które były istnym samookaleczeniem. Wpływ na to miało też zbytnie niedocenianie przeciwnika. Rizevim trząsł się z wściekłości, kiedy te dwa Smoki Zła się z niego wyśmiewały, ale zignorowałem to i zwróciłem się do nich.

– Apophis, Aži Dahāka, czy sądzicie, że moglibyście mi oddać tego Świętego Graala? – zapytałem.

– Oczywiście że to niemożliwe, szefie upadłych aniołów. Zaatakowanie innego świata interesuje również nas – odparł Apophis.

Co! …Jak to możliwe? Wiem że Rizevim tego chciał, ale nie pomyślałem, że tych gości też zainteresuje ten drugi świat! Po chwili odezwał się Aži Dahāka:

– Walka z bogiem z innego świata jest bardzo interesująca.

– To takie ekscytujące ☆

– Naprawdę chcę zobaczyć ten drugi świat, którego dotąd nikt nie widział!

Ich cel był taki sam, mimo że zerwali swoje więzi z Rizevimem. Jednak to nadal kłopotliwa sprawa. Przerażała mnie myśl, że te potężne smoki używają lekkomyślnie Świętego Graala. Nagle Apophis spojrzał w stronę korytarza. Wpatrywał się w ciemność i nagle uśmiechnął się lekko.

– …Wygląda na to, że ktoś przyszedł po twoją duszą, więc żegnaj teraz, synu Maou. Będzie dobrze, jeśli zginiesz bez żadnych zmartwień.

Pod stopami Apophisa i Aži Dahāka pojawiło się światło i Smocza Brama znów się otworzyła.

– Będziemy kontynuować twoje marzenia.

– Pa pa!

– Zdechnij w męczarniach!

Wraz z tymi słowami, Apophis i Aži Dahāka rozpłynęli się w czarnej aurze... Zaraz po tym jak oba dzikie Smoki Zła zniknęły, srebrna aura rozbłysła w głębi korytarza i zbliżała się w naszą stronę. Tym który z niego wyleciał był Vali, cały okryty śnieżnobiałą zbroją.

– Poczułem aurę Aži Dahāka. Wygląda na to, że Smoki Zła które wskrzesiłeś znielubiły cię – powiedział stając naprzeciwko Rizevima.

Rizevim mógł się tylko krzywo uśmiechać, kiedy pojawił się jego wnuk.

– Czas na pojawienie się Valiego-kun.

– Ten trzygłowy Smok Zła i Crom Cruach nie są ludźmi, których może kontrolować ktoś twojego pokroju. Wciąż jesteś zbyt naiwny. Nie potrafisz zrozumieć smoków, Rizevim.

Vali wyciągnął swoją prawą rękę i zebrał w niej dużą i niebezpieczną ilość aury. Kiedy Rizevim to zobaczył, uśmiechnął się przepraszająco.

– Ach zaczekaj Vali-kun, myliłem się… Widzisz, jestem w końcu twoim dziadkiem, prawda? Miej dla mnie litość.

Z powodu swoich ran zdał sobie sprawę z tego, że nie przeciwstawi się mocy Valiego. Dopiero teraz zaczął się denerwować, ale...

– ……

Vali westchnął cicho i zaczął wymawiać słowa uwalniające jego moc:

– Jam, który przebudza się, jestem Białym Cesarskim Smokiem, który zabierze prawo do ciemności...

Całe miejsce zatrzęsło się gwałtownie. Ciało Valiego emanowało niesamowitymi ilościami aury. Śnieżnobiała zbroja stopniowo przybrała barwę lśniącego srebra i zmieniła kształt. Vali miał tylko jedną odpowiedź, recytował zaklęcie Empireum Niszczycielskiej Furii. Wprawdzie pochłonie to duże ilości demonicznej energii oraz wytrzymałości fizycznej, ale jest to tak potężna moc, że bez trudu pokonała nawet najpotężniejszego z legendarnych Ponurych Żniwiarzy. Jest tak potężna, że mogłaby nawet zabić boga. Kiedy Rizevim to zobaczył, jego oczy rozszerzyły się i próbował negocjować z Valim.

– W dzisiejszych czasach młodzi ludzie powinni opiekować się starszymi, prawda?

– Kroczę drogą dominacji z nieskończonym zniszczeniem i przebijając się przez urojone marzenia... – Vali nie zwracał na niego uwagi i kontynuował swoją inkatację.

– Ach, teraz rozumiem! Przyznaję że wszystko co dotąd robiłem było złe! Ponoszę winę za znęcanie się nad tobą! – Rizevim przybrał pretensjonalną pozę i przepraszał dalej.

– Stanę się czystym Cesarzem Białego Smoka...

– Hej, hej, to wszystko moja wina! Dam ci wszystko czego zapragniesz, pieniądze, piękne kobiety, rozumiesz?

Jednak twarz Valiego nie zdradzała żadnego współczucia i skończył swoją inkantację jednym tchem:

– I sprawię że staniesz się posłuszny srebrno-białej iluzji i idealnym drogom zła!

[Empireum Niszczycielskiej Furii !!!!!!!!!!!!]

Dźwięk rozbrzmiał we wszystkich klejnotach. Ostatecznie Zbroja Łuskowa Boskiego Podziału zmieniła się w wspaniałą zbroję, emanującą biało-srebrnym światłem. Oto niszczycielska Furia Valiego, emanująca srebrną aurą i żądzą mordu. W normalnych okolicznościach, podczas walki z Rizevimem, Vali zostałby pokonany z powodu niesamowitego zużycia energii oraz przedłużającej się bitwy. Ale obecnie to zupełnie inna sprawa, skoro Rizevim jest ranny i do tego nie zostało mu wiele siły. Ze swoją obecną siłą, Vali miał naprawdę dużą szansę na pokonanie Rizevima. Na przykład używanie miecza stworzonego bez pomocy Boskiego Daru, ale dzięki mocy magii i demonicznej energii, mogłoby być skuteczne. Vali był geniuszem, który mógł się nawet nauczyć nordyckiej magii i miał duży talent magiczny. Nawet bezpośredni atak za pomocą mocy Boskiego Daru był nieskuteczny, a Niszczycielska Furia znacznie wzmacniała jego siłę fizyczną, więc będzie miał ogromną przewagę nad Rizevimem w walce jeden na jednego. Kiedy Rizevim to zrozumiał, dalej uśmiechał się i próbował negocjować. Próbował nawet przebłagać mnie.

– Azazelu! Czego ty byś chciał!? Nieważne czy chodzi o pieniądze, czy o coś innego, mogę ci dać...

Nie dokończył jednak swojej wypowiedzi, gdyż mu przerwałem.

– Naprawdę jesteś najgorszy, Rizevim. Na koniec powinieneś przynajmniej zginąć z godnością z ręki Sekiryuuteia albo Hakuryuukou, który jest twoim wnukiem.

Obecnie to rzeczywiście…dość żałosne. Syn Lucyfera, który podjudzał wszelkiego rodzaju ludzi, teraz błagał nas o życie. W dodatku byliśmy jego przeciwnikami, z którymi walczył przez cały czas. Kiedy to zobaczyłem, byłem zdumiony tym, że można być tak żałosnym. Vali pozbył się rękawicy z prawej ręki i za pomocą magii stworzył miecz, który nie miał w sobie mocy Boskiego Daru.

– Mylisz się, Azazelu. Ten gość został właśnie pokonany przez kogoś, kto pochodzi ze zwykłej, ludzkiej rodziny. …To czego ja nie mam, posiada Hyoudou Issei. …Ten gość tutaj przegrał właśnie w taki sposób – powiedział Vali, celując ostrzem miecza w Rizevima.

…Kiedy to usłyszałem, nie było sobie trudno wyobrazić jak przebiegła bitwa. …Rozumiem. Ise, pozwoliłeś swoim rodzicom, aby poznali prawdę o twojej tożsamości. Do tego cię zaakceptowali. Musisz być naprawdę szczęśliwy i skakać z radości. Skoro stało się coś takiego, to nie było sobie trudno wyobrazić że ten dzieciak pozwolił z podekscytowania eksplodować mocy Boskiego Daru, który wraz z uczuciami swojego posiadacza, staje się coraz silniejszy. Miłość rodziny Hyoudou przyparła Rizevima do muru. Zarówno jego narodziny jak i wychowanie były jak u zwykłego nastolatka. Żadne z jego rodziców nie posiadało specjalnych zdolności i oboje byli zwykłymi ludźmi. Rizevim po prostu nie mógł zrozumieć tego, co stworzyło zwykłe życie tej rodziny. …I rzecz której pragnął Vali. To doprowadziło do jego klęski. …Ironia losu, Rizevim.

– ……Nie, jak mogło do tego dojść?

Rizevim zdawał się nie rozumieć słów Valiego i zaczął płakać.

– Liiillliiiiith! Lilith-chan! Pospiesz się i obroń mnie!

Wołał Lilith! Kiedy usłyszała jego wołanie, ruszyła w jego stronę.

– Bronić, Rizevim?

Kiedy Rizevim zobaczył że Lilith zamierza go bronić, uśmiechnął się wyjątkowo paskudnie.

– Tak, racja! Przyjdź tu i broń mnie! Musisz się mnie trzymać! Bronić! Użyj mocy Wieczności, aby zrobić porządek z tym Hakuryuukou i upadłym aniołem! Hyahyahyahyahyahyahya!

Skro Lilith była teraz jego tarczą, to wszystko obróciło się na naszą niekorzyść, a na twarz Rizevima powrócił paskudny uśmiech. Vali stanął naprzeciwko Lilith.

– Możesz odejść na boku, klonie Ophis? Ja…nie chcę z tobą walczyć. Czy chronienie tego gościa za twoimi plecami jest celem twojego istnienia? – powiedział miękkim głosem.

Vali był taki sam jak Ise i dalej przywiązywał dużą wagę do Ophis. Z tego samego powodu Lilith była obecnie równie ważna, a delikatnie słowa Valiego najwyraźniej ją zakłopotały. Zupełnie jak wtedy, gdy była z Iseiem. Więc może tylko rozmowa z Dwoma Niebiańskimi Smokami może sprawić, że jej uczucia będą funkcjonowały jak należy?

– Ale Lilith ma bronić Rizevima. To moja praca.

– Zgadza się, to twoja praca! Twoja praca! Naprawdę jesteś dobrym dzieckiem, Lilith-chan! Zasługujesz na noszenie imienia mojej matki! – potwierdził Rizevim, który stał za jej plecami.

…Szybko wrócił do swojej zwykłej osobowości. Ten Rizevim naprawdę jest zwykłym śmieciem. Vali zachował jednak spokój.

– Cóż, chodź więc ze mną. Jeśli to zrobisz, będziesz mogła spotkać Wielkiego Czerwonego oraz Ophis. …No i spotkasz Sekiryuuteia, Hyoudou Isseia – powiedział spokojnym tonem.

Wielki Czerwony, Ise. Wspomniano imię Sekiryuuteia oraz Ophis, przez co reakcja Lilith była zupełnie inna niż przedtem.

– …Wielki Czerwony? Druga…Lilith?

Vali wskazał smoczą broszkę, którą Lilith miała przypiętą do sukienki.

– Masz tylko to, prawda? Tamten mężczyzna dałby ci coś znacznie lepszego. Zdecydowanie to byłoby setki razy lepsze od tego...

– Heejj! Hej hej hej hej! Co to ma być, polityka ustępstw!? To moja Lilith! Oraz moja karta atutowa! Nieźle się musiałem namęczyć, aby ją tak ukształtować... – przerwał Valiemu Rizevim.

Westchnąłem i wyjąłem z kieszeni kolejny baton.

– Co powiesz na kolejnego batonika? – zapytałem Lilith.

– ……Wielki Czerwony, druga Lilith…Sekiryuutei…batonik…Wielki Czerwony, batonik, druga Lilith, batonik…batonik z Sekiryuuteiem…

Ooch, przez wiedzę o Wielkim Czerwonym, Ophis i Dwóch Niebiańskich Smokach, które dadzą jej słodycze, zgubiła się we własnych myślach. Naprawdę była słodka. W porównaniu do Rizevima naprawdę była urocza i łatwa do zrozumienia. Lilith naprawdę była wartościową osobą. Kiedy Rizevim zobaczył jej zakłopotanie, ponownie się rozzłościł.

– T-ty chcesz słodyczy, huh!? Są ważniejsze ode mnie!? C-cóż, dostaniesz ode mnie morze czekolady z wyspami zrobionymi z cukierków! Dam ci też...

Kiedy Rizevim gadał, jego lewa ręka została nagle odcięta.... Vali zamachnął się swoim magicznym mieczem bez cienia litości.

– Guuaaaaaaaaaaaaaachhhhh!

Rizevim zawył z bólu. Ze względu na atak z zaskoczenia, nie mógł nawet uniknąć ciosu miecza. Ponieważ Vali był w trybie Niszczycielskiej Furii, jego zdolności fizyczne znacznie się zwiększyły. Rizevima rozproszyło też zachowanie Lilith, przez co pozwolił sobie odciąć rękę.

– W momencie kiedy dałeś się rozproszyć, był to twój koniec. Lilith także była rozproszona, kiedy dała się tak skołować. A skoro miałeś lukę w obronie, to cię zaatakowałem – powiedział Vali chłodnym tonem, obserwując jak Rizevim krwawi z odciętej kończyny.

Twarz Rizevima kipiała gniewem, kiedy trzymał się za obciętą kończynę.

– ……Kurwa…! Doszło do tego, ponieważ musiałem powstrzymać te emocje!

Rozumiem, więc ten drań musiał utrzymać pewien poziom uczuć z Lilith? W rezultacie jej emocje zaczęły wyciekać i doszło do czegoś takiego. A skoro to ten drań, to zdecydowanie narobi bałaganu z uśmiechem na ustach. W ostateczności sam doprowadził do swojego potknięcia. Vali uniósł swój magiczny miecz i ponowie się nim zamachnął.

– Giń.

Kiedy miecz już miał trafić Rizevima, Vali go nagle puścił. Jego mściwy wyraz twarzy także zniknął. Odetchnął ciężko, kręcąc jednocześnie głową.

– ……Skoro Hyoudou Issei już cię tak mocno wykończy, to nie będzie dobrze, jeśli cię teraz zabiję. Smakowanie słodyczy zwycięstwa w ogóle do mnie nie pasuje. W dodatku osoba która naprawdę chce cię zabić jest tutaj – powiedział Vali, po czym spojrzał w pewnym kierunku.

Najwidoczniej czuł tą obecność i przyszedł mu do głowy nowy pomysł. Smocza Brama ponownie się otwarła i zaczęła emanować złotą aurą. Kiedy Rizevim to zobaczył, zdenerwował się jeszcze bardziej i najwyraźniej zbrakło mu słów.

– ……Żartujesz sobie.

Ze Smoczej Bramy wyłonił się Smoczy Król, pokryty złotą łuską. Jego ciało ciągle było nieco słabe i wyglądało na to, że dalej kurował się z ran. Ale emanował potężną siłą i pragnieniem mordu. Gigantyczny Smok Fafnir przeciągnął się, kiedy wyszedł na zewnątrz.

– ……Nareszcie cię spotkałem – powiedział Fafnir zawziętym tonem, kiedy zobaczył Rizevima.

Rizevim nie mógł uwierzyć w to co widzi i kręcił głową, ale jednocześnie trząsł się ze strachu.

– …Argh! Dlaczego…! Dlaczego musisz być taki zawzięty…!? Nawet w moich snach gryzłeś mnie niczym wściekły pies!

Rizevim był wyczerpany i stracił swój spokój, ponieważ ciągle był atakowany przez Fafnira w swoich snach i ścigany. Ta upokarzająca sytuacja powtarzała się w jego snach dziesiątki, setki, labo nawet i tysiące razy. Racja; był ciągle zabijany w swoich snach, co przygniotło go psychicznie.

– …Doprowadziłeś Asię-tan do płaczu.

Oczy Fafnira świeciły się dziko, kiedy zbliżał się do Rizevima. Złość, nienawiść i obrzydzenie aż biły z jego smoczego ciała..... Rizevim pobladł z przerażenia. Ale ponieważ jego rany były poważnie, padł na podłogę. Tymczasem Fafnir krok po kroku zmniejszał dzielący ich dystans i w końcu stanął przed Rizevimem, który rozłożył ręce i zmusił się do uśmiechu.

– …Zaczekaj! Proszę! To był... Widzisz... Występ! Dla bardzo przyjemnej atmosfery! W końcu dostanie się do Nieba dla syna Lucyfera jest...

GOON!

Wraz z tym tępym hałasem, rozniósł się odgłos łamanych kości. Wielkie pazury Fafnira bez litości i przy całkowitym zignorowaniu próśb Rizevima, całkowicie rozdeptały jego nogi.

– Gaaaaaaaaaaaaaachhhh! Drań! Ty bydlaku! PRZEKLĘTY SMOK! – drąc się z bólu, Rizevim uniósł się na rękach, cierpiąc jednocześnie.

Obie jego nogi były przydeptane przez Fafnira i raczej nie miał szans na ucieczkę.

– Jak śmiałeś znęcać się nad Asią-tan. Zdecydowanie ci tego nie wybaczę! Nigdy! – powiedział Fafnir, którego twarz spąsowiała z nienawiści.

Głos Smoczego Króla, wyraz jego twarzy i głos, były przepełnione złością. Obsesja Fafnira przekroczyła zdrowy rozsądek i w końcu przygniotła do muru tego drania, znanego jako super diabeł.

– Za bardzo zrażasz do siebie smoki, a to twoja kara – powiedziałem do Rizevima, który patrzył na mnie błagalnym wzrokiem.

Poetycka sprawiedliwość. Aby zaspokoić własne pragnienia, zraził do siebie ludzi z najróżniejszych frakcji. Niezależnie od liczby ofiar, ten drań dalej robił co chciał. Teraz to wszystko do niego wróciło. Najbardziej ironiczne było to, że aż do gorzkiego końca, żaden pojedynczy smok nie był zainteresowany walką z nim.

Tak przy okazji, skarbami Fafnira są... Olśniewające złote i srebrne skarby, a także rzadkie bronie z całego świata. A co ważniejsze, najdroższym była jasnowłosa dziewczyna, z którą dzielił uczucia.... Fafnir był zadowolony tak długo, jak ją miał. Tak długo jak mógł zobaczyć uśmiech Asi, tak długo czyniło go to szczęśliwym.... W oczach Fafnira obijał się szczery uśmiech Asi. Ale ten drań krzywdził bez mrugnięcia okiem. Iseia też. Ten chłopak i jego przyjaciele żyli radosnym życiem. Vali też taki był… Pierwotnie żył spokojnie ze swoimi rodzicami. Rizevim, ty draniu, mieszałeś się w rzeczy, które były cenniejsze, niż cokolwiek innego. Niszczyłeś to, co było nie do zastąpienia. Twoje czyny obróciły się przeciwko tobie. Podeptałeś zbyt wiele takich rzeczy.

– Będzie dobrze, jeśli dowiesz się czegoś przed śmiercią, synu Maou. Są pewne rzeczy, które absolutnie nie mogą zostać naruszone. Jednak ty wielokrotnie to zrobiłeś. To także powód twojej śmierci – powiedziałem do Rizevima.

Rizevima najwyraźniej rozzłościły moje słowa.

– ……Hmph! Co za drań… – odparł bez śladu skruchy.

Rizevim zaczął w końcu walczyć i wypuszczał z dłoni pociski demonicznej energii. Łuski Fafnira natychmiast oberwały. Kawałki jego ciała były wyrywane i krwawił, ale nie zwracał na to uwagi. Smoczy Król stał dumnie i niewzruszenie, co było jego absolutną wolą... Fafnir bezlitośnie rozwarł swoją paszczę i wyglądało na to, że szykuje się do ostatecznego uderzenia. Kiedy Rizevim to zobaczył, zaczął wrzeszczeć...

– CHOLERA BY TOOOOOO!

…Szczęki Gigantycznego Smoka zacisnęły się byłym Maou, miażdżąc go. Kiedy Vali to oglądał, wyglądał tak, jakby z jego piersi został zdjęty jakiś ciężar, chociaż jego twarz była przepełniona smutkiem.

– Hańbisz imię Lucyfera, Rizevim. Dostatecznie już je splugawiłeś. Ale możesz być pewien, że odziedziczę krew Lucyfera. Pasuję do tego znacznie lepiej niż ty.

Taki był koniec tego politycznego agitatora, który podżegał przeciwko nam najróżniejszych ludzi. Super diabeł Rizevim Livan Lucyfer. Serce Valiego do końca pozostało niejasne, ale jego twarz wyrażała ulgę. Cóż, wszystko jedno…. Przynajmniej lepiej pasujesz do bycia Lucyferem, niż ten drań. W końcu nie jesteś taki głupi jak on.....




Przejdź do Żywot 3 Powróć do Tom 20 Przejdź do Bestia 666
Źródło „https://hsdxd.usermd.net/w/index.php?title=Ostatni_Żywot..._Poetycka_Sprawiedliwość&oldid=14038